poniedziałek, 26 sierpnia 2013

10.

Potrzebuję czasu. Więcej czasu na przemyślenia. Aby nauczyć się odróżniać dobro od zła. Aby nauczyć się kochać, ufać. Dlaczego to takie trudne? Ludzie nie są przezroczyści. Nie można ich przejrzeć na wylot. Muszę odpocząć. Kolejna przerwa. Już nie. Skończył mi się czas, a nie mam do kąd się udać. Te pustki wokoło mnie przerażają. Już nie umiem się odezwać. Nie umiem być szczera jak kiedyś. A może właśnie ta szczerość mnie przeraża. Już nikt nie ma siły kłamać. Wypalamy się. Już dosyć. Wciąż próbuję, ale czy chcę aby było jak dawniej? Może ta droga dobiegła końca. Czy mam siłę wybaczyć po raz kolejny? Każdy zawodzi. Ja też, wiem. Nie da się naprawić świata, który jest tak bardzo zniszczony, poszarpany. Nie wiem czy mam czekać, czy powinnam już ruszyć dalej. A co jeśli minę się z celem? A może tylko na tyle zasłużyłam. Może nie mam już na co czekać. Próbuję się wciąż dobić do tych drzwi. Zastanawiam się czy ktoś za nimi jest. Czy ktoś też próbuje się dostać na tą drugą stronę. Czy ktoś też czasem myśli o mnie?Może nie jestem sama, ale nie umiem tego dostrzec. Znów ogarnięta przez nicość. Bądź tam, proszę. Kimkolwiek jesteś, bądź.

9.

Napisać, nie napisać?
Co się ze mną dzieje?
Nieśmiałość, właściwie nieuzasadniona.
No napisz w końcu!
Co jeśli to tylko złudzenie?
A może to początek czegoś wielkiego?
Więc zacznijmy.
Wciąż oczekuję.

Z dreszczykiem na przedramionach i cała w emocjach czekam na zieloną kropkę, ale po co? Nie, to chore. Oderwij się, zacznij żyć. Nie. Obsesja. Pożądanie.

Minąłeś mnie dziś na ulicy. Nic nadzwyczajnego. Z pozoru. Podniosłeś wzrok i nagle para kocich oczu przechwyciła moje. Niepewne. Tłum nas przygniatał, ale on nas tu sprowadził. Już blisko. Muśnięcia, minięcia, spojrzenia. Próbuję zawrócić. Coś mnie powstrzymuje. Zamarłam. Czy to strach? I płynę dalej razem z tłumem.

sobota, 24 sierpnia 2013

****

...

kiedy nadzieja twoje imię nosi
a serce o wybawienie wciąż błaga
myśli wciąż płyną nieustannie
mój dotyk twoje ciało o krok
już słyszę twój oddech
a mój wciąż niespokojny
twój palec muska mój bok
każda myśl między nami
wplątałeś dłoń w moje włosy
i złapałeś mój oddech
ociepliłeś uspokoiłeś
moje obcasy
zaczepione o twój pasek
opleciony nogami
patrzysz mi w oczy
już się nie boję
milczę
już dobrze
jestem tutaj
to dopiero początek
przedstawiłeś się

czwartek, 22 sierpnia 2013

8.

Zanim zaczniesz czytać włącz 9 w odtwarzaczu.


Wygrałam z samotnością. Potem usiadłam na ławce i odblokowałam telefon. Znowu wpatrywałam się w te uśmiechnięte oczy, ale to tylko kilka pikseli. Nie, to samotność wygrała ze mną. Odpaliłam kolejnego papierosa. Nienawidzę tego. Dym mieszał się we mnie. Przesiąkał wątrobę. Dusił łzy, ale chociaż niewiadomo jak bardzo bym chciała, nie dusił tej pustki. Jedynie wypalał ją jeszcze bardziej. Nieustające urojenia, że jesteś gdzieś obok. Przyjdziesz i powiesz, że będzie dobrze. Nie odejdziesz. W głowie cały czas dźwięczały mi twoje słowa. Echo nie ustawało, były coraz głośniejsze. "Nigdy nie myślałem, że jeszcze Cie spotkam, że będę wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie." Następnego dnia zniknął bez śladu. Został tylko list.

''Przepraszam. Za wszystko. Za to, że się pojawiłem. Wiem, że namąciłem, ale zapomnisz, bo jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. Nie chciałem, żeby tak było. To wszystko mnie przerosło. Nie dałem rady. Wiedz, że dzięki Tobie przeżyłem najpiękniejsze 3 dni mojego życia. Nigdy nie myślałem, że jeszcze Cie spotkam, że będę wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie. Nigdy o Tobie nie zapomnę, bo nie potrafię wymazać tych chwil, które spędziłem z Tobą.

Przepraszam
x.

Nie płakałam, już nie potrafiłam. Dlaczego tak było? Wciąż tego nie rozumiałam. Dlaczego o to nie walczył? Ciarki rozeszły się po całym moim ciele. Wciąż trzymałam w ręku dogasającego papierosa. Nie czułam jak parzył moje opuszki. Zapatrzona w pustkę wciąż nie rozumiałam tego. Przechodzący chłopak spojrzał na mnie dziwnie. Spojrzał, ale tylko na ciało. Było puste. Odezwał się, ale nic nie słyszałam. Mnie tu już nie ma. Część już dawno odeszła. Druga część dogasała razem z papierosem.

środa, 21 sierpnia 2013

7.

Dzień 5 - brak natchnienia, brak weny.

Gdybyście tydzień temu powiedzieli mi, że założę bloga, ludzie będą to czytać i będą mnie wspierać jak nigdy do tąd - pewnie bym nie uwierzyła. Ludzie mnie chwalą, ale za to co widzą. Nie znają całej prawdy. A może to ja siebie widzę z tej gorszej strony. I to nie chodzi o depresję i samodestrukcyjne myśli. Po prostu nie doceniamy siebie. Nie umiemy przyjmować pochwał, a zamiast cieszyć się dobrym słowem gubimy się w szukaniu odpowiedniej reakcji i dobieraniu fałszywego uśmiechu. Zwykłe dziękuję wydaje się być nie na miejscu. Może mamy to po prostu zakorzenione w mózgu od urodzenia. Żyć w cieniu, nie wychylać się, nie dawać nic od siebie, budować samemu swoje życie. Ale wystarczy zwykły uśmiech nieznajomego w autobusie, przepuszczenie kobiety w drzwiach, czy podanie godziny staruszce z rozbitym zegarkiem. I tu nie chodzi o dobroczynność i bycie Matką Teresą XXI wieku. Te drobne rzeczy przecież osładzają codzienność, więć dlaczego nie osłodzić jej innym?

Wiem, nie zawsze się wygrywa. Nie zawsze są powody do radości, ale musimy być twardzi. To nie jest łatwe, ani proste, ale nie jesteśmy sami, bo może w ten gorszy dzień ktoś inny osłodzi nasze smutki i da nam siłę by walczyć. Bo póki jest jakikolwiek cień nadziei nie możemy odpuszczać. Może nie tylko ja patrzę na wszystko od tej "gorszej" strony. Bywa, że troche czasu daje nam inne spojrzenie na sytuację i rzeczy które spędzały nam sen z powiek przestają być ważne.

Co po nas zostanie, gdy nie staramy się zostawić czegokolwiek po sobie?

Ukrywamy się. Często dla własnej wygody, często by nie zranić bliskich. Oddalamy się od siebie w strachu przed zranieniem tej drugiej osoby. Potem coraz rzadziej rozmawiamy o rzeczach naprawdę ważnych, a rozmowy ograniczają się do standardowego  pytania o pogodę. Czy warto uciekać, aby chronić innych. Robimy rzeczy, które krzywdzą niewspółmiernie bardziej niż szczera rozmowa. A gdy 1 listopada stoimy nad zimną płytą nagrobną uświadamiamy sobie, że popełniliśmy największy błąd w życiu, a teraz płaczemy za osobą, która żyła w kłamstwie i która nic o nas nie wiedziała. Przez nas, bo my jej na to pozwalaliśmy mamiąc ją, odcinając, mówiąc " tak, wszystko ok". I kochamy złudzenie, a łzy ciekną z przyzwyczajenia.




dziękuję wam wszystkim. po takim poście nie wyobrażam sobie tego nie zrobić. cały dzień go męczyłam, więc mam nadzieję, że wymęczyłam w miare ok. no i miłego czytania życzę :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

6.

Cześć. Mam na imię Zuza, mam 15 lat, na codzień mieszkam w...

Cześć, jestem szczęśliwa. Nie jestem bogata. W moim domu przecieka dach. Mama gotuje jajka na twardo półtorej godziny. Tata odkurza w domu w niedziele o 6 rano. Brat łamie noge jadąc rowerem po prostej drodze, a babcia krzyczy przez telefon, bo niedosłyszy. Tak jestem szczęśliwa, bo przez te niedoskonałości tak bardzo kocham to co mam. I cieszę się, że jest tego nie wiele, bo dzięki temu umiem się cieszyć z drobiazgów. I czy to źle, że najszczęśliwsza jestem gdy mój rudy kundelek ze schroniska wskakuje mi pod kołdrę i podgryza dużego palca u stopy?

Czy to źle, że rano noszę korki, a wieczorem buty na obcasie? I to, że skaczę ze szczęścia po wygranym meczu i nie przeszkadza mi błoto na twarzy, bo chcę aby inni wiedzieli, że umiem walczyć. A najbardziej rozbawia mnie to, jak onieśmielam chłopców kiedy mówię: "Tak, jestem piłkarką." Najbardziej irytują mnie uwagi typu: "Przecież piłka nożna to sport dla mężczyzn." Kto tak powiedział? Czy tusz na rzęsach i umalowane paznokcie przeszkadzają w kopaniu piłki? Czy to dlatego nie mogę się wciąż upajać zapachem świeżo skoszonej trawy i dzwiękiem gwizdka sędziego?

Nie, moje życie nie jest doskonałe, często płaczę, często krzyczę, ale kocham je takie jakim jest. Tak bardzo żałuję tych ludzi z szarymi twarzami, kiedy wiem, że moje słońce świeci jaśniej niż ich. I gdy ja przymykam oczy, by cieszyć się bezchmurnym niebem, oni omijają kałuże w obawie o zamoczenie ich drogich butów. I kocham to odbicie w szybach przrsłaniających sklepowe wystawy, bo widzę tam osobę, kolorową, wyróżniającą się w tłumie, szczęśliwszą niż inni. Osobę w ulubionej bluzce kupionej za 15 zł na wyprzedaży i pocerowanych jeansach, nad której światem nie ma ani jednej chmury, bo swoim entuzjazmem je wszystkie przepędziła.

I wieczorem znów jest w swojej nieodmalowanej klitce, ze skrzypiącą podłogą. Leży na łóżku, patrzy w sufit i nie wie o czym marzyć, bo dziękuje losowi za tą każdą małą rzecz. Za listopad '98. Za cierpliwość lekarzy. Za to, że po nowotworze została tylko blizna.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

5.

Dla najwierniejszej fanki. Nic dodać, nic ująć. :)
http://www.youtube.com/watch?v=mFYdRgf2ans

Znów to we mnie odżyło i namalowało mi na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Zburzyło mój cały dotychczasowy światopogląd. Gdy już nawet ja, jako nastolatka z przerażeniem patrzyłam na otaczający mnie świat, pozbawiony wszelkiego wstydu i skrupułów zaczęłam pisać. I pomogło, odżyło. Zaczęłam widzieć inne rzeczy, te które nikły we wszechobecnej nienawiści i, bądźmy szczerzy, głupocie ludzkiej. Dostrzegłam, że nie jestem jedyną osobą, którą to przeraża, że nie tylko ja tak bardzo chcę wyłamać się od wszelkich schematów. Nie tylko ja uciekam od ścieżek, które na siłe chcą wyznaczyć mi inni. Czy to złe, że chcę po sobie zostawić ten świat troche inny, troche lepszy?

niedziela, 18 sierpnia 2013

4.

To zabawne jak życie ogranicza się do kilku pudełek, które można po prostu spakować i odłożyć w kąt. Po wszystkich chwilach, dla których warto było żyć zostaje nic nie znaczący, zakurzony, pożółkły kawałek papieru. Już nie wywołuje dreszczy, już nie zapiera tchu. Już nawet nie pamiętasz skąd się wziął. I tak po prostu go wyrzucasz bo nie chcesz zaśmiecać swojego pudełka.

Zaczynam biec. Wciąż nie wiem dlaczego. Może przez przyjemne uczucie powietrza muskającego moje skronie. Albo dlatego, że czuję się wolna. Od wszystkich myśli. I skaczę między kałużami jakbym skakała z planety na planetę, bo to już nie ten świat. To mój personalny, odizolowany i równie popaprany jak ja świat. Gdzie każda spadająca gwiazda to już nie pożółkła kartka, tylko ta śnieżnobiała, wilgotna od świerzego tuszu. Wciąż biegnę, a w uszach już nie słyszę krzyku tylko cichy szelest dębowych konarów, po których wspinałam się jako dziecko. Tu ostatnie promyki przed zmierzchem czekają tylko aby spocząć na mojej twarzy gdy przymknę oczy. A słońce zachodzi tylko po to, by chwilę później wznieść się poza pole mojego widzenia i cieszyć kolejnym dniem. Tym radosnym. I z szeroko otwartymi oczami i uśmiechem na twarzy biegnę dalej, bo nie umiem się zatrzymać, gdy wiem, że już nie upadnę.

3.

Dziękuję. Za wsparcie, za wyrozumiałość, za każdy dwukropek i nawias, za każde kliknięcie. Doceniam to i mam nadzieje, że damy rade. Dalej. Razem.

Nie chcę ideała. Nie takiego oczekiwałam. Chcę tego bezpretensjonalnego chłopaka, którego nazywałam włóczykijem, gdy spacerowaliśmy pośród gwiazd. Mojego muzyka, który z chrypą w gardle śpiewał lekkim fałszem nieśmiertelne hity. Tancerza, który rumienił się gdy przydeptywał moje stopy. Komika, który drżał w oczekiwaniu na mój śmiech. Kucharza, który przypalał, każdą potrawę. Lekarza, którego każdy pomysł sprawiał, że musiał mnie cucić. Trenera, który nie pozwalał mi się zatrzymać w obawie na przegapienie pociągu. Kierowcy, któremu samochód gasł na środku skrzyżowania. Nie potrafię wymazać z pamięci tej wygniecionej koszuli i plamki po miętowej pascie do zębów na kołnierzyku. Włosów zmierzwionych letnimi muśnięciami melancholijnego wiatru, które nieudolnie chował pod czapką. Ulubionego paska, który niesfornie wciąż uciekał spod szlufki. Szorstkich dłoni odgarniających zboże pośród którego zrywał mi maki. Dymu, którym się upajał gdy wypełniał jego płuca. I światła, które ogarniało jego wilgotne oczy, kiedy chciał powiedzieć "Żegnaj".

sobota, 17 sierpnia 2013

***


Wciąż pamiętam twój oddech na mym ramieniu.
Naszą rozmowę przy pierwszym tańczeniu.
Dziecinnie słodki uśmiech, którym mnie obdarowywałeś.
Delikatne pocałunki, którymi mnie zaskakiwałeś.
Ciepły, przyjemny dreszczyk przy każdym dotyku,
muskającym mnie przy porannego słońca promyku.
Na ustach twoich intensywny smak mięty.
Tak nieustępliwy, tak zawzięty.
Twe palce jak warkocze w mych włosach.
Falujące niczym wiatr po dojrzewających kłosach.
Twoje zakłopotanie kiedy milczałam,
Zatroskane spojrzenie, przed którym uciekałam.
Ciągłe pragninie by to wróciło.
Tego moje serce się jeszcze nie wyzbyło.
Wspomnienia, których odrzucić nie mogę.
Dzięki nim żyję, dzięki nim płonę.


2.

Już nawet moje ulubione cukierki mają inny smak, cierpki, zgorzkniały. Ulubiona piosenka zmieniła się w nic nie znaczący szmer, a każdy zachód słońca wydaje się być taki sam. Już prawie zapomniałam jakie to uczucie, kiedy masz wrażenie, że stoisz obok. Wszystkiemu czegoś brakuje. A o zmierzchu nawet ja czuję się wybrakowana. Ogarnięta pustką, którą tylko Ty możesz wypełnić. Uzależniona od twojego dotyku, tak bardzo pragnę Cię obok. Nic nie trwa wiecznie, dlaczego o tym zapomniałam? Wciąż się zastanawiam czy to dobrze, że dopuściłam do tego. Mam to sobie za złe, jednak jestem szczęśliwa i dziękuje za tę szansę.

1.

I kiedyś przyjdzie ten dzień, że zastanowisz się czy mnie znasz,bo będziesz widział obcą osobę, kiedy spojrzysz w moją twarz.


Dlaczego wciąż czuję, że część mojego życia dobiegła końca. Przecież to dopiero początek, a ja poddaję się przy starcie, zapominam, że najważniejsze jest lądowanie. Uzależnienie od adrenaliny, zbyt silne by z nim walczyć, zbyt długotrwałe by je pokonać.

Nigdy nie myślałam, że tak szybko się przywiązuję do miejsc, ludzi. Wystarczyło mi 11 dni, aby zrozumieć co jest dla mnie tak naprawde ważne. Dlaczego dopiero teraz zrozumiałam, że nie jestem tutaj sama. Już nie muszę uciekać, mam tu to co kocham. W końcu znalazłam tu rodzinę. Właściwie miałam ją cały czas, ale dopiero gdy mogłam ją stracić, uświadomiłam sobie ile to wszystko dla mnie znaczy. Wiem, że podniosą mnie, gdy upadnę, że oddadzą życie.

Ciągłe decyzje mnie przytłaczają. Nieustające wybory, czy to ostatnia rzecz, którą muszę zwalczyć? Jednak nie da się uciec od rzeczy nieuniknionych, czyż nie? Wciąż mam wrażenie, że ten powrót był inny niż wszystkie, coś we mnie pękło, coś się zmieniło. Wiem, to ja. Inny oddech, przyspieszone bicie serca, wsłuchiwanie się w każdy podmuch wiatru.

Tak. Już wiem, że ten powrót był napewno inny. Wróciłam z dodatkowym bagażem. Tym, którego tak bardzo nie chciałam. Ten, przez który moje nogi się chwieją, a żołądek odmawia posłuszeństwa.

Nie, to nie grypa. To wspomnienia.