środa, 21 sierpnia 2013

7.

Dzień 5 - brak natchnienia, brak weny.

Gdybyście tydzień temu powiedzieli mi, że założę bloga, ludzie będą to czytać i będą mnie wspierać jak nigdy do tąd - pewnie bym nie uwierzyła. Ludzie mnie chwalą, ale za to co widzą. Nie znają całej prawdy. A może to ja siebie widzę z tej gorszej strony. I to nie chodzi o depresję i samodestrukcyjne myśli. Po prostu nie doceniamy siebie. Nie umiemy przyjmować pochwał, a zamiast cieszyć się dobrym słowem gubimy się w szukaniu odpowiedniej reakcji i dobieraniu fałszywego uśmiechu. Zwykłe dziękuję wydaje się być nie na miejscu. Może mamy to po prostu zakorzenione w mózgu od urodzenia. Żyć w cieniu, nie wychylać się, nie dawać nic od siebie, budować samemu swoje życie. Ale wystarczy zwykły uśmiech nieznajomego w autobusie, przepuszczenie kobiety w drzwiach, czy podanie godziny staruszce z rozbitym zegarkiem. I tu nie chodzi o dobroczynność i bycie Matką Teresą XXI wieku. Te drobne rzeczy przecież osładzają codzienność, więć dlaczego nie osłodzić jej innym?

Wiem, nie zawsze się wygrywa. Nie zawsze są powody do radości, ale musimy być twardzi. To nie jest łatwe, ani proste, ale nie jesteśmy sami, bo może w ten gorszy dzień ktoś inny osłodzi nasze smutki i da nam siłę by walczyć. Bo póki jest jakikolwiek cień nadziei nie możemy odpuszczać. Może nie tylko ja patrzę na wszystko od tej "gorszej" strony. Bywa, że troche czasu daje nam inne spojrzenie na sytuację i rzeczy które spędzały nam sen z powiek przestają być ważne.

Co po nas zostanie, gdy nie staramy się zostawić czegokolwiek po sobie?

Ukrywamy się. Często dla własnej wygody, często by nie zranić bliskich. Oddalamy się od siebie w strachu przed zranieniem tej drugiej osoby. Potem coraz rzadziej rozmawiamy o rzeczach naprawdę ważnych, a rozmowy ograniczają się do standardowego  pytania o pogodę. Czy warto uciekać, aby chronić innych. Robimy rzeczy, które krzywdzą niewspółmiernie bardziej niż szczera rozmowa. A gdy 1 listopada stoimy nad zimną płytą nagrobną uświadamiamy sobie, że popełniliśmy największy błąd w życiu, a teraz płaczemy za osobą, która żyła w kłamstwie i która nic o nas nie wiedziała. Przez nas, bo my jej na to pozwalaliśmy mamiąc ją, odcinając, mówiąc " tak, wszystko ok". I kochamy złudzenie, a łzy ciekną z przyzwyczajenia.




dziękuję wam wszystkim. po takim poście nie wyobrażam sobie tego nie zrobić. cały dzień go męczyłam, więc mam nadzieję, że wymęczyłam w miare ok. no i miłego czytania życzę :)

2 komentarze: