niedziela, 18 sierpnia 2013

4.

To zabawne jak życie ogranicza się do kilku pudełek, które można po prostu spakować i odłożyć w kąt. Po wszystkich chwilach, dla których warto było żyć zostaje nic nie znaczący, zakurzony, pożółkły kawałek papieru. Już nie wywołuje dreszczy, już nie zapiera tchu. Już nawet nie pamiętasz skąd się wziął. I tak po prostu go wyrzucasz bo nie chcesz zaśmiecać swojego pudełka.

Zaczynam biec. Wciąż nie wiem dlaczego. Może przez przyjemne uczucie powietrza muskającego moje skronie. Albo dlatego, że czuję się wolna. Od wszystkich myśli. I skaczę między kałużami jakbym skakała z planety na planetę, bo to już nie ten świat. To mój personalny, odizolowany i równie popaprany jak ja świat. Gdzie każda spadająca gwiazda to już nie pożółkła kartka, tylko ta śnieżnobiała, wilgotna od świerzego tuszu. Wciąż biegnę, a w uszach już nie słyszę krzyku tylko cichy szelest dębowych konarów, po których wspinałam się jako dziecko. Tu ostatnie promyki przed zmierzchem czekają tylko aby spocząć na mojej twarzy gdy przymknę oczy. A słońce zachodzi tylko po to, by chwilę później wznieść się poza pole mojego widzenia i cieszyć kolejnym dniem. Tym radosnym. I z szeroko otwartymi oczami i uśmiechem na twarzy biegnę dalej, bo nie umiem się zatrzymać, gdy wiem, że już nie upadnę.

2 komentarze: