niedziela, 6 października 2013

12.

Znów tu siedzę, ze łzami w oczach. I uświadamiam sobie, że wszystko się kiedyś kończy. Niektóre rzeczy nawet szybciej niż myśleliśmy. Zdecydowanie za szybko. Krzyczę, że się nie poddam, że pójdę na przód. Nic z tego, nie potrafię. Wciąż oglądam się za siebie. Widzę tam cień, czasem kilka. Rozpoznaję twarze. Rozmyte, zamazane, jak we mgle. A co jeśli pewnego dnia zapomnę jak oddychać? I już nie będę wiedziała jak złapać tlen i co zrobić by przeżyć. Już nie rozróżniam rzeczywistości od fikcji. Już nie czuję ziemii pod nogami. Nie potrafię się z tym uporać, nie ważne jak bardzo bym chciała. Tak bardzo próbuję, ale po co? Czy to nie czas aby odpuścić i przestać tupać nogami jak niezadowolone dziecko? Wciąż mam wrażenie, że oczekuję od życia za wiele, że powinnam przestać gonić tylko to co najlepsze wciąż potykając się po drodze, tylko zwolnić, rozejrzeć się. Droga zaczyna płonąć i już nie widzisz skrótów, czy rozwidleń, bo przyspieszasz i uciekasz. I stajesz się tym, kogo tak bardzo nienawidzisz.